Rupert Mayer był autentycznym kapłanem i doskonałym kaznodzieją, który zalazł za skórę władcom III Rzeszy, był osadzony w niemieckim obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, następnie internowany w opactwie w Ettel, orędownik ubogich i chorych. Te kilka zdań jest koniecznych po to, by zobaczyć nachalną propagandę "twórców" filmu o nim. Opowieść o tym księdzu jest dla pana Chapy pretekstem dla ciągłego wstawiania wątków i scen, z których ma wynikać niemal miłość Niemców dla braci Żydów, jeden z żydowskich żołnierzy wręcz mówi, że w tej wojnie (pierwszej) tysiące żydów walczy po stronie Niemiec, niewierząca żydówka daje kasę na jego działalność. Dalej już nie mogę, zwaliło mnie z nóg. Wkrótce okaże się, że gdyby nie Polacy, gdyby nie sprzeciwili się woli Hitlera zbudowania cudownej III Rzeszy, to nie byłoby holocaustu i "polskich obozów zagłady". Fuj. Żenada.
PS. Sam film - jak każda propaganda - jest kiczowaty i to od scenariusza po grę aktorską (z wypożyczonymi zagraniczniakami). Kto ma słabe patriotyczne nerwy, niech się trzyma od tej produkcji z daleka.